sobota, 28 marca 2015

Prolog

W wielkim pomieszczeniu, które przypominało laboratorium, a w istocie nim było zebrał się duży tłum. Po środku sali stała wielka oszklona klatka, w środku której znajdował się owalny kształt. Jeden z zebranych przycisnął kilka przycisków i zaczął nerwowo stukać w klawiaturę przed wielkim monitorem. W Szklanym walcu pojawiło się kilka iskier, kilka błysków. Jajo podniosło się w górę i poczęło świecić białym światłem.
-Tak! Udało się! Szef będzie zadowolony!- krzyknął jeden z naukowców, ubrany w bardzo bogate szaty. Padające światło na twarze naukowców zmieniło barwę na jasnożółte, potem na niebieskie, czerwone, zielone, różowe i czarne. W końcu w ciągle emanującym świetle jajo zmieniło kształt. Powoli pojawiły się nóżki, wielki puchaty ogon, mała, sympatyczna główka i długie, lisie uszy. Małe zwierzątko, które znajdowało się w klatce było z początku przerażone krzykami i wiwatami za szybą, które były pierwszymi odgłosami, jakie w życiu usłyszał.
- Nie bądź taki szybki Numba. Chciał błyszczącego i mogącego się zamienić w każdą ewolucją eevee'go, a my mamy na razie tylko błyszczącego eevee'go, więc nie widze żadnego sukcesu- powiedział inny naukowiec, siedzący w fotelu na podeście, który znajdował się w cieniu. Zszedł z fotela i nadal w cieniu odszedł. Pokemon siedzący na jego ramieniu zaskrzeczał złowrogo na potworka w tubie. Pokemon nie widział twarzy naukowca, ale jego głos zapadł już w pamięć. Na jego nieszczęście miał spotkać się z nim jeszcze nie raz. Reszta tłumu rozeszła się wracając do swoich spraw.
- Veeeee?...- stworek przekrzywił w zabawny sposób głowę i obserwował wszystkie istoty znajdujące się poza jego klatką. Nagle coś ni to zaburczało, ni to za kwiczało i pokemon poczuł w sobie uczucie, bardzo dziwne i niewygodne: głód.
- Oho, ktoś tu jest głodny? - . Numba przycisnął kilka przycisków, i szklana szyba podniosła się do góry - Spróbuj - podał stworkowi na grubej dłoni kilka ni to kulek, ni to jajek. Pokemon powąchał, dotknął językiem jednego z nich po czym ostrymi ząbkami złapał i począł gryźć. Coś mu skrzypnęło w mordce, czego bardzo się wystraszył i natychmiast to wypluł. Jednakże poczuł bardzo przyjemny zapach, a i smak, o którym nie wiedział jeszcze, że się tak nazywa, wydawał się znośny. Ponaglany kwiczeniami ze środka, sięgnął po jedzenie po raz kolejny,  i coraz bardziej łapczywie zjadł wszystkie skrzypiące "chrupki" jak to nazwał właściciel grubej dłoni. Stworek oblizał mordkę aż do noska. Jakieś dziwne uczucie kazało mu szeroko otworzyć mordkę i wydać dziwny jęk.
- No dobrze, choć pokażę ci coś - naukowiec wziął małego stworka na ręce i ruszył korytarzem ze śpiącym już pokemonem. Mijali wiele drzwi, lecz nagle jedne z nich otworzyły się, a na korytarz wypadł wściekły pokemon. Ciało jego było długie i niebieskie, morda otwarta i oczy pełne nienawiści. Widząc kompletnie zdziwionego naukowca ryknął przeciągle i z jego pyska polała się woda, hektolitry wody. Wystraszony i zagubiony w sytuacji stworek, który jeszcze chwile temu smacznie spał na rękach mokrego teraz naukowca skoczył w powietrze, lecz jego lot zakończył się w mokrej i zimnej wodzie. Kolejna rzecz, dowodząca jak mało stworek wiedział o świecie. Jednak sytuacja pogorszyła się. Drzwi na końcu korytarza otworzyły się, a woda wypłynęła nimi na zewnątrz, porywając ze sobą małego pokemona i wściekłego węża, który atakując powiększał ogrom tej "mokrej i zimnej" wody. Stworek na darmo piszczał w niebo głosy, nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Był tylko wściekły wąż, którym wszyscy się zajęli. A woda porywała naszego małego bohatera coraz dalej ze sobą. Nagle ziemia obniżyła się i przestraszony stworek wpadł do jeszcze większej wody płynącej jeszcze szybciej. Pokemon był coraz bardziej zmęczony, a ratunku widać nie było. Jakaś wrodzona intuicja kazała mu machać łapkami. Z początku wychodziło mu to niezdarnie i z boku mogło się wydawać to śmieszne, jednak pokemonowi nie było do śmiechu. Przed sobą nagle zobaczył zakręt. Woda uderzała o brzeg i to samo zrobiła z małym pokemonem, który już nic więcej nie pamiętał.

**************
- Mamo, chodźmy już! Tata pewnie czeka w przystani, a ty nie wiesz, w którym kapeluszu ci ładniej. Zawsze masz taki problem, a potem wybierasz ten swój ulubiony, czerwony ze złotą wstążką! -
 - No już idę, masz rację najładniej mi w tym czerwonym-


Lato w Kalos było w pełni. Słońce było już wysoko, gdy z jednego z domów w mieście Aquacorde mama z córką wyszły w kierunku przystani. Przystań była najmilszym miejscem w mieście, ponieważ tutaj znajdowała się wieża widokowa oraz długa aleja porośnięta drzewami. Przycumowane były tutaj również statki mieszkańców oraz gości wodnego miasteczka, tak je bowiem nazywano, gdyż całe miasto było poprzecinane kanałami i można było się po nich wygodnie przemieszczać.
Po jednej z przycumowanych łodzi chodził nerwowo mężczyzna w średnim wieku. Łódź była niedużą żaglówką. Na rufie siedział nie duży czarny pokemon z żółtymi okręgami.
- Eeeon! - zamruczał pokemon
- W końcu jesteście, już się martwiłem czy nie wysłać po was umbreona.- odezwał się mężczyzna.
- Ale już jesteśmy, tylko mama oczywiście nie mogła wybrać kapelusza - mruknęła dziewczynka w odpowiedzi. Mężczyzna zaśmiał się basowo.
-Ehh Shayna dorastasz. Już niedługo będziesz mogła wybrać swojego pierwszego startera. Ale teraz wsiadajcie, czas w drogę!
Wszyscy pasażerowie zajęli miejsca na statku. Rodzice dziewczynki wypuścili wszystkie swoje pokemony. Znajdowały się tam : lisek z kilkoma ogonkami, szary duszek oraz dwa pokemony w wodzie - duża, biała foka oraz pokemon przypominający plezjozaura.
- Tatuś, mogę płynąć na grzbiecie Laprasa? -
- Nie, pozostań na statku, tu jest bezpieczniej.-
- Ale mi nic nie będzie! -

Płynęli długo. Pierwszy, drugi dzień, potem trzeci. Kolejne dni mijały spokojnie. Na tyle spokojnie, że ojciec Shayny dał się w końcu przekonać i pozwolił córce podróżować obok jachtu, na grzbiecie Laprasa. Nie mógł w końcu pozwolić, żeby jego jedyna córeczka nudziła się na wycieczce, na którą czekała od tak dawna i planowała godzinami. Shayna była zachwycona. Kiedy tylko zeszła z pokładu i usiadła na muszli wodnego Pokemona, na jej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. Od tej pory już do końca rejsu więcej czasu spędzała na pływaniu z Laprasem, niż na łodzi. Czasami ubierała strój kąpielowy i płynęła z Dewgongiem obok Laprasa. Na pokład wracała praktycznie tylko wtedy, gdy trzeba było coś zjeść lub wreszcie położyć się spać. Jednak co wieczór starała się przebłagać rodziców, by pozwolili jej płynąć z Laprasem trochę dłużej, przynajmniej na tyle długo, aż wszystkie gwiazdy pojawią się na niebie. Zgodzili się ostatniego dnia podróży. Shayna aż zaniemówiła, gdy tysiące gwiazd zabłysnęło nad nią i jednocześnie pod nią, odbijając się w falującej spokojnie tafli morza. W oddali widniał już zarys lądu. Duża zatoka otwierała się przed nimi, zupełnie jakby Kanto rozkładało przed swoimi gośćmi ramiona, witając ich serdecznie.
 -Kanto - szepnęła Shayna, wstając i opierając się o szyję Laprasa, by na sam koniec podróży nie zaliczyć niespodziewanej kąpieli w słonej wodzie.
- Mamo, tato, to Kanto! Jesteśmy na miejscu! -
Tę noc Shayna spędziła w niespokojnym śnie. Emocje oraz radość, iż jest w Kanto sprawiły, że obudziła się wcześniej od rodziców. Nagle dobiegł ją głos z daleka. Jakiś pisk. Shay wybiegła na pokład. Przywitał ją Umbreon, który siedząc na rufie wsłuchiwał się w odgłosy. Nagle skoczył w powietrze lądując miękko na piasku i pobiegł w górę rzeki, u ujścia której zacumował statek.
- Umbreon! -
Pokemon biegł dalej, aż zniknął za zakolem rzeki. Shay po cichu weszła do sterowni kapitana i wzięła jeden z pokeballi i tak samo na palcach wyszła. Stanęła przy rufie, ściągnęła buty i wskoczyła do wody. Woda nie była głęboka i uderzyła w dno, jednak nic się jej nie stało. Rzuciła pokeballem w górę;
-Lapras, potrzebuję twojej pomocy!-
Z pokeballa pojawił się Lapras zdziwiony brakiem rodziców Shay.
- Słyszałam jakieś piski, a potem Umbreon pobiegł w górę rzeki musimy ich znaleźć - tłumaczyła dziewczynka wdrapując się na grzbiet Laprasa - Płyńmy!
Po kilku zakrętach w miarę płytkiej rzeki przed nimi ukazała się rozległa plaża a jednym z brzegów stał Umbreon, a u jego stóp leżało coś szarego. Nie poruszało się. Lapras podpłynął do brzegu, a dziewczyna przyzwyczajona do podróży na pokemonie zgrabnie zeskoczyła, po czym podbiegła do Umbreona.
- Oddycha?- popatrzyła na pokemona, a tamten pokiwał głową- weźmy go na statek, tata na pewno ma jakieś czerwone jagody-
Dziewczyna wzięła szarego futrzaka i wsadziła do na grzbiet Laprasa, po czym sama wdrapała się na muszlę wodnego pokemona. Umbreon z gracją wskoczył obok Shay. Gdy byli w połowie drogi, stworek na rękach Shay otworzył oczka i zaczął odkaszliwać wodę. Shay zaczęła palcami przeczesywać futerko.
-Veee?- niewyraźnie pisnął stworek. Za ramienia dziewczyny stworkowi przyglądał się Umbreon.
-Shayna!- dziewczynka zdezorientowana popatrzyła w stronę, z której dochodził głos. Nie zauważyła, kiedy Lapras zbliżył się do jachtu - Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyczał tata Shay. Umbreon najwyraźniej zirytowany skoczył z muszli Laprasa, chwycił futrzanego pokemona  i wylądował przed zirytowanymi rodzicami - Co to....- mężczyznie zawiesił się głos, gdy zobaczył dobrze znanego sobie pokemona, lecz w innych kolorach - Toż to jest Shiny Eevee! A więc dlatego! Właź Shay, Eevee jest w złym stanie... - mężczyzna odwrócił się na pięcie i wszedł do kajuty kapitana. Szperał nerwowo coś w szufladach, aż w końcu wyjął małe, płaskie pudełeczko. W pudełeczku okazała się być maść. Tata Shay wysmarował brzuszek pokemona przezroczystą maścią
- A teraz weź go do swojej kajuty i połóż w łóżku. Musi odpoczywać w spokoju. Najlepiej niech zostanie z nim Umbreon. - tata najwyraźniej nie był zadowolony z całego zdarzenia i o czymś myślał. Zamknął Laprasa w pokeballu i poszedł do kajuty kapitana.
Shayn zrobiła tak, jak powiedział jej tata. W myślach nie mogła sobie przypomnieć, co to Eevee. Wyszła z pokoju i poszła na plażę. Gdy wróciła po dniu pływania, całkiem zapomniała o nowym pokemonie. Wchodząc do pokoju pierwsze co ujrzała to Umbreona i Eevee'go na dywanie.
- Veeee...?-

2 komentarze:

  1. Witam, jestem po przeczytaniu tego prologu i muszę przyznać, że ciekawy pomysł z tym "eksperymentowaniem" na Eeveem. Tylko jedna uwaga: "Chciał błyszczącego i mogącego się zamienić w każdą ewolucją eevee'go, a my mamy na razie tylko błyszczącego eevee'go". Od kiedy to Eevee nie może zamienić się w każdą z możliwych ewolucji? :P. Może coś źle zrozumiałem, jakby co to wytłumacz. Patrzę, że Shayna ma coś koło 10 lat, tradycyjnie :D. Czytając o tej chęci pływania na Laprasie, cały czas myślałem, że Shayna wpadnie do wody czy coś, ogólnie myślałem, że będzie jakiś element grozy. Dziewczynka i tajemniczy Eevee, hmm? przypadek czy przeznaczenie? :P. Styl pisania masz dobry, fajnie opisujesz sytuację, postaram się przeczytać resztę, może będziesz miała ochotę ocenić moje opowiadanie (Standardowo trzeba się polecić, bo czemu nie? xD) więc zostawię Ci tu link http://michcioxblog.blogspot.com/.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, trafiłem tutaj przez blog Michała ;) i muszę przyznać, że było warto. Zwracam zawsze uwagę nas styl, a ty go masz(w przeciwieństwie do mnie), bardzo miło się czytało, dość płynnie.
    Co do treści, najpierw pojaram się określeniem:"pokemon przypominający plezjozaura." tym zdaniem kupiłaś moje serce, kocham dinozaury. Za Eevee tak średnio przepadam, ale twój wydaje się być tak uroczo nieporadny no i jest Shiny, zawsze coś. Kurczę ciekawi mnie czy Shay będzie trenerką malucha i w jaką formę się przekształci i kiedy znowu zobaczy naukowca, skoro o tym wspomniałaś.
    Dobra czytam następny!

    OdpowiedzUsuń