sobota, 28 marca 2015

Rozdział 2 - Paralyzed Berries

Był już ranek. Ziewnęłam przeciągle i popatrzyłam na Fennekina, który jak się okazało spał w moich włosach. Zaśmiałam się i pogłaskałam go między uszami. Jeszcze raz się przeciągnęłam i wstałam. Zwinęłam śpiwór i wyjęłam smakołyki przygotowane przez mamę. Zjadłam małe śniadanie i dałam każdemu pokemonowi po kilka różnych ciastek. Posprzątałam i już miałam ruszyć dalej, gdy Eevee zaczął iść w kierunku krzaczków. Poszłam za nim ciekawa, co wywęszył. A o to, proszę, wielki krzak jagód. Już miałam wraz z Eeveem i Fokko zabrać się za zbieranie, kiedy uderzył w nas wielki piorun - Ej! - krzyknęłam patrząc, czy Fokko i Eevee mocno są zranieni. Na szczęście nie za mocno. Poszukałam wzrokiem sprawcy, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Moje pokemony patrzyły sie na mnie oszołomione. Stwierdziłam, że nie dam sobą pomiatać, o co to to nie! Dotknęłam jeszcze raz krzaczka, i znowu zostałam porażona. Znów dotknęłam i to samo. Byłam teraz wściekła. Kto to jest?! Zacisnęłam zęby i siłą woli zerwałam gałązkę z jagodami. Mój plan się powiódł. Sprawca masowych porażeń ukazał się od razu. Mały, brązowo- żółto - biały pokemon... Latający? Zakołował mi nad głową i z wielką szybkością przeleciał przede mną i zabrał mi tą gałązkę, którą ledwo co zdobyłam, oczywiście mnie porażając. Co to ma być?! Już miałam w ręce pokedex, ale pokemon zniknął. - Musimy znaleźć inny krzak, niestety z właścicielem tego się nie dogadamy - mówiłam do moich podopiecznych pocierając ranę z porażenia. Jakby nie było, to był atak i mnie zranił. Żaden z moich pokemonów nie znał ataku leczącego, więc musiałam po prostu założyć bandaż, dość niedokładnie, bo nie miałam w tym wprawy. - Łiiii? - wskoczył mi na ramię Eevee - Wszystko dobrze, naprawdę - próbowałam udawać, że nic się nie stało, ale średnio mi to wychodziło - Trzeba ruszać, chodźmy - powiedziałam do swoich pokemonów wysuwając kółka. Nawet nieźle mi się jeździło tymi południowymi drogami. Pokemony biegły koło mnie. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś nas śledzi, ale byłam zbyt zajęta znoszeniem bólu rany, niż tym kimś śledzącym. Jakoś po południu, gdy jazda z tą raną mnie zmęczyła, zatrzymaliśmy się na niedużej polanie. Zjedliśmy zimny posiłek (a przynajmniej ja, w końcu pokeprzysmaki zazwyczaj są zimne) i ruszyliśmy dalej. Było mi coraz słabiej, ale starałam się tego nie okazywać. Biegliśmy w ciszy. Nadszedł wieczór i pod wielkim dębem rozłożyłam po raz pierwszy namiot. Nie miałam siły na podgrzanie czegokolwiek, toteż znowu zjadłam zimne ciasto i z poczuciem zimna zawinęłam się w śpiwór w namiocie.
Kolejny poranek był chmurny, zapowiadało się na deszcz. Wstałam i od razu ból przypomniał mi o wczorajszych zdarzeniach. Wyruszyłam w tę podróż, żeby poznać swój cel. Nie mogę odpuścić tak szybko. Wstałam i z pomocą Fokko rozpaliłam ognisko i zjadłam ciepły posiłek. Dobrze mi to zrobiło. Ruszyliśmy dalej. Po kilku godzinach drogi zaczęło padać. Nie miałam przy sobie nieprzemakalnego (o dziwo) płaszcza i ubranie mi przemokło. Czułam się coraz gorzej. Wraz z pokemonami udało nam się wejść na niewielkie wzgórze. Przed nami rozciągał się zamglony las. Nie lubię takiej pogody. Zimno, mokro i w ogóle nie przyjemnie. Teraz była już prosta droga z górki. Nagle za nami w krzakach coś zaszeleściło. Coś nas bezwzględnie śledziło, ale co mogłam zrobić. Szłam dalej. Zrobiłam krok w przód i na śliskim błocie objechała mi noga. Zjechałam z krzykiem z dół zbocza przy okazji brudząc sobie dosłownie wszystko. Chciałam wstać, ale poczułam ból w kostce. Super. Mam skręconą kostkę i jakieś zakażenie na ręce w dzikiej i zamglonej głuszy. Co mnie podkusiło żeby iść przez las, a nie dobrą drogą? Wtedy film się urwał. Straciłam przytomność

3 komentarze:

  1. Co za mała, podstępna Emolga! Chyba Emolga... Żeby nie dać się spokojnie najeść ludziom i Pokemonom? Przecież od razu widać, że Shay bardzo dba o dietę. Te wszystkie ciepłe posiłki, zimne posiłki. Takie jagody byłyby idealnym uzupełnieniem. Ale żeby zaraz przypłacać kilka owoców tak poważnymi ranami? Ja bym chyba spasowała. Może to będzie nieetyczne co powiem, ale na miejscu Shay kazałabym Fokko trochę podpiec ten krzak. Niech sobie mały elektryczny łobuz nie myśli, że może bezkarnie dziurawić skórę niewinnym ludziom! Swoją drogą ten Pokemon musi dawać niezłego kopa, że aż skórę rozdziera i wdaje się zakażenie od tego. Rany, Shayna powinna jak najszybciej odwiedzić jakiś szpital albo chociaż przychodnię. Choć w stanie nieprzytomności może mieć z tym spory problem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hoho porównując z pierwszym rozdziałem ten jest bardzo dobry mimo, że krótki :/. To raczej była Emolga, bo kto inny? :D. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie jakiś element horroru patrząc na tą końcówkę, trzyma w napięciu :P.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podróż dla początkujących bywa trudna, ciekawe jak sobie poradzi Shay, na razie srednio jej to idzie, czytam kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń